Sługa Boży Biskup Ignacy Świrski (1885-1968)

Świadectwa i wspomnienia o biskupie Ignacym Świrskim

Biskup Ignacy Świrski zapisał się jako świadek Bożego Miłosierdzia również we wspomnieniach bliskich mu osób. Ksiądz Prałat Józef Skorodiuk na ponad 60 stronach swojej książki Człowiek Boży. Życie duchowe Biskupa Ignacego Świrskiego publikuje aż 24 świadectwa życia i świętości Sługi Bożego Biskupa Ignacego. Poniżej zaprezentowane są niektóre z tych wspomnień. Inne, przytaczane tutaj, ukazały się w serii Chrześcijanie (red. B. Bejze), a niektóre pochodzą z osobistego zbioru autora.
Motywem przewodnim większości świadectw jest poruszająca wrażliwość na ludzką biedę oraz dobroczynność biskupa Ignacego, Jego skromność i pokora. Uwagę przykuwa także fakt, że niektóre osoby widząc w nim świętego, modliły się za Jego przyczyną i są przekonane o wstawiennictwie w niebie Biskupa Ignacego.

Bp Edward Kisiel

Całość moich wspomnień
Pierwsze spotkanie
We wrześniu 1937 roku wstąpiłem do Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Wilnie. Alumni tego seminarium byli jednocześnie studentami Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Stefana Batorego i wszelkie formalności z tym związane musieli załatwiać w sekretariacie Wydziału. W ten sposób doszło do pierwszego mego kontaktu z ówczesnym dziekanem Wydziału ks. profesorem Ignacym Świrskim. Sekretariat mieścił się̨ w budynku uniwersyteckim przy kościele św. Jana. Dokumenty składało się̨ na ce sekretarki, którą w tym czasie była p. Helena Koziełł-Poklewska. KsiądDziekan siedział przy biurku w siednim pokoju. Miał wówczas lat około 50, wzrost średni, twarz ascetyczna, siwiejące na skroniach włosy, życzliwy uśmiech. Nie pamiętam dokładnie treści pierwszej rozmowy. Były to, zdaje się̨, pytania dotyczące personaliów, a wiec miejsca urodzenia, ukończenia szkoły średniej itp. Pamiętam, że ks. Dziekan powiadomił mnie o przyznaniu stypendium na opłacenie czesnego za studia. Wśród alumnów opowiadano, żks. profesor Świrski bardzo wspomaga ubogich studentów i że pensja profesorska prawie w całości idzie na ten cel.
Były też inne spotkania. Wszyscy alumni seminarium uczestniczyli zwykle w inauguracji roku akademickiego na uniwersytecie. Nabożeństwo z tej okazji odbywało się̨ w kościele uniwersyteckim św. Jana. Oglądaliśmy wówczas uroczyste wejście senatu akademickiego z rektorem na czele, wspaniałe stroje profesorów, berło rektorskie niesione na poduszce, sztandary różnych stowarzyszeń i korporacji oraz ogromną rzeszę studentów. Nabożeństwo zwykle celebrował dziekan Wydziału Teologicznego – za moich czasów ks. profesor Ignacy Świrski. Po nabożeństwie w auli kolumnowej odbywała się̨ cześć oficjalna inauguracji, a więc Gaude Mater Polonia, przemówienie rektora uniwersytetu, sprawozdanie z działalności uczelni oraz wykład inauguracyjny. Odbywała się̨ też immatrykulacja studentów pierwszego roku. Na Wydziale Teologicznym indeksy wręczał ksiądz dziekan Świrski.
(…)
Wybuch wojny
Seminarium Wileńskie mimo wybuchu wojny w 1939 roku i kolejnych zmian władzy czynne było do 3 marca 1942 roku. Najpierw zały Wilno wojska radzieckie, później miasto to zostało oddane Litwie, wreszcie w roku 1941 wkroczyli do Wilna Niemcy. Do 15 grudnia 1939 roku Uniwersytet Stefana Batorego, a z nim razem i Wydział Teologiczny, funkcjonował normalnie. Odbywały się̨ wykłady, podpisywano indeksy, czynne były zakłady naukowe i biblioteki. Dnia 15 grudnia 1939 roku odbyło się̨ oficjalne zamkniecie Uniwersytetu. Została odprawiona Msza św. w kościele św. Jana bez kazania, a potem na dziedzińcu ks. Piotra Skargi ówczesny rektor Ehrenkreuz ogłosił decyzję Władz o zamknięciu Uniwersytetu. Była to smutna uroczystość, w której brali udział również Księża Profesorowie Wydziału Teologicznego i alumni Seminarium. Nadal jednak odbywały się̨ wykłady w Seminarium, prowadzone przez tych samych profesorów i zdawało się̨, żjakoś przetrwamy tę wojnę.
Stało się̨ jednak inaczej. Już w roku 1940 cześć pomieszczeńseminaryjnych zarekwirowały władze litewskie. Zrobiło się̨ ciasno. Ponadto kilku Księży Profesorów, którzy przedtem mieszkali w mieście, po zajęciu ich lokali, musiało przenieść się̨ do budynku seminaryjnego. Wśród tych księżybył również ks. profesor Świrski. Dobrowolnie wybrał najmniejszy pokój w podziemiach Seminarium, zwanych „katakumbami” i tam zamieszkał do likwidacji Zakładu. Pokój był tak ciasny, że po ustawieniu łóżka przy ścianiebyło przejście tylko na jedną osobę̨. Wszyscy alumni podziwiali tę skromnośćKsiędza Profesora i budowali się̨ jego postawą.
Dnia 24 czerwca 1941 roku wkroczyli do Wilna Niemcy. Na razie Seminarium pracowało normalnie. Były tylko większe trudności z aprowizacją. Istnienie Seminarium było jednak solą w oku zarówno dla Niemców jak i współpracujących z nimi Litwinów. Dnia 3 marca 1942 roku w czasie wykładów wkroczyło gestapo do gmachu Seminarium. Zostali aresztowani wszyscy Księża Profesorowie i alumni, przebywający w tym czasie na terenie Seminarium i osadzeni w więzieniu na Łukiszkach. Po jakimś czasie Księża Profesorowie zostali wywiezieni do obozów na Litwie, a alumni na roboty przymusowe do Niemiec. Ks. profesor Świrski uniknął aresztowania, ponieważ przebywał w tym czasie poza Seminarium. Przez cały czas okupacji ukrywał się̨ w pobliżu Wilna, a po zakończeniu wojny przybył jako repatriant do Białegostoku.
Pobyt w Białymstoku
W roku 1945 Seminarium Duchowne, które wznowiło swoją działalność w Wilnie, zostało przez władze radzieckie rozwiązane. Ksiądz arcybiskup Romuald Jałbrzykowski zarządził wobec tego przeniesienie Seminarium z Wilna do Białegostoku. Przybyli tu alumni i kolejnymi transportami także księża profesorowie. Przybył również i ksiądz profesor Ignacy Świrski. Seminarium ulokowało się̨ w budynku przy ul. Słonimskiej 8, stanowiącym własność Braci Sług Najświętszej Maryi Panny i św. Franciszka.
Ks. profesor Świrski został mianowany wicerektorem Seminarium, a właściwie pełnił obowiązki rektora, ponieważ dotychczasowy rektor Ks. Prałat Jan Uszyłło pozostał w Wilnie i nie chciał przenosić się̨ do Białegostoku. Czasy były trudne, ale zapał do pracy ogromny. Ksiądz Wicerektor szybko zgromadził księży profesorów i alumnów, i już dnia 8 maja 1945 roku odbyła się̨ uroczysta inauguracja nowego roku akademickiego w Białymstoku. Był to wzruszający moment, który z radością przeżywało całe miasto.
Na stanowisku rektora i profesora pozostał ks. Ignacy Świrski do roku 1946, kiedy to został podniesiony do godności biskupiej i mianowany ordynariuszem diecezji siedleckiej czyli podlaskiej. Z tego okresu alumni Seminarium zapamiętali dobrze swego rektora i profesora jako człowieka oddanego bez reszty sprawie Seminarium i tak jak w Wilnie miłosiernego względem alumnów i osób potrzebujących pomocy. Archidiecezja nasza z żalem żegnała swego gorliwego Kapłana i Profesora Wydziału Teologicznego. Jego ofiarna praca pozostawiła w Archidiecezji ęboki ślad, a księża wspominają Go z ębokim szacunkiem i miłością.
Biskup Podlaski
Będąc ordynariuszem siedniej diecezji, Ksiądz Biskup często odwiedzał Białystok. Uczestniczył w konsekracjach nowych biskupów, Jego kolegów z Wydziału Teologicznego w Wilnie, a więc księdza Michała Klepacza, księdza Czesława Falkowskiego, księdza Władysława Suszyńskiego i księdza Aleksandra Mościckiego. Pamiętam przepiękne przemówienie biskupa Ignacego Świrskiego, jakie wygłosił w Białymstoku z okazji obchodów 30-lecia sakry biskupiej księdza arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego. Przemówienie to doskonale charakteryzowało postać Księdza Arcybiskupa, a jednocześnie pełne było wspaniałego dowcipu i celnych dygresji.
W roku 1966 Archidiecezja nasza obchodziła Millenium Chrztu Polski. Na uroczystość tę przybył już w sobotę̨ 19 listopada biskup Świrski i zatrzymał się̨ na plebanii parafii św. Rocha. W niedzielę rano w kaplicy M.B. Ostrobramskiej odprawił Mszę św. Po Mszy św. nastąpił zawał serca. Wezwany lekarz nakazał bezwzględne leżenie w łóżku. Ks. profesor Witold Pietkun oddał do dyspozycji Biskupa swój pokój, w którym chory Pasterz diecezji siedleckiej przeleżał ponad miesiąc.
Ksiądz Biskup budował wszystkich księży i mieszkańców plebanii św. Rocha swoją postawą, cierpliwym znoszeniem choroby, pobożncią̨ i delikatnością̨. Księża wikariusze codziennie rano przynosili do pokoju Komunię św., którą Ksiądz Biskup przyjmował z największą czcią̨ i pobożnością. Przez tydzień pełniłem również tę zaszczytną posługę. Któregoś dnia prosił mnie o spowiedź. Byłem zbudowany wielką wiarą i pokorą penitenta.
W tym okresie często odwiedzali Biskupa księża z Siedlec razem z biskupem pomocniczym Wacławem Skomoruchą. Kiedy stan zdrowia poprawił się̨, lekarze zezwolili na wyjazd do Siedlec. Odjeżdżającego Biskupa żegnaliśmy ze łzami w oczach.
Po wyjeździe bliższych kontaktów z Biskupem nie było. Dnia 25 marca 1968 roku przyszła smutna wiadomość o jego śmierci. Wiadomość ta wstrząsnęła nie tylko diecezję podlaską, ale wywołała również ogromne poruszenie w naszej archidiecezji, w której przez tyle lat żył i pracował ten prawdziwy Mąż Boży. Odszedł dobry człowiek, gorliwy kapłan i oddany do końca swojej Owczarni Pasterz.

 

Ks. inf. Antoni Chojecki

Najpiękniejszy człowiek, jakiego spotkałem w życiu
Moje kontakty z biskupem Świrskim sięgają̨ roku 1946. Jako kapelan polskich żołnierzy i duszpasterz uchodźców cywilnych w Egipcie i Palestynie pisałem listy do nowo mianowanego Biskupa Podlaskiego. Pytałem wówczas, czy mam wracać do kraju i swojej diecezji, czy też pozostać wśród Polonii zagranicznej. Biskup wiedząc o tym, że chorowałem już przed wojną, radził mi pozostać ze względu na większe możliwości leczenia się̨ i duszpasterstwo polonijne.
Widząc obiektywne potrzeby, pozwolił mi również wyjechać z Egiptu do Anglii, a następnie do Stanów Zjednoczonych, do diecezji Oklahoma City i Tulsa. Miałem pewne możliwości, stąd chętnie pomagałem Biskupowi pod względem materialnym.
Gdy diecezja podlaska przygotowywała się̨ do obchodu Złotego Jubileuszu Kapłaństwa biskupa Świrskiego, zwróciłem się̨ z pytaniem, w jaki sposób mógłbym godnie uczcić ten Jubileusz? Ks. Biskup wyraził zadowolenie z mojego zainteresowania i życzenie, żeby, jeśli to możliwe, złożyć ofiarę̨ na budowę̨ kaplicy publicznej Sióstr Sakramentek, które sprowadził do Siedlec. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie i z radością̨ pokryję koszt budowy kaplicy, by uczcić 50-lecie jego Kapłaństwa.
(…)
Pierwsze moje osobiste spotkanie z biskupem Ignacym miało miejsce w 1963 roku. Gdy przyjechałem do Polski, w jego imieniu powitał mnie w Gdyni ks. infułat Jan Grabowski. Kiedy przybyłem do Siedlec o późnej nocnej porze, Biskup osobiście wyszedł i uściskał mnie serdecznie – jak ojciec syna. W domu biskupim doznałem szczególnej gościnności. Otrzymałem do własnej dyspozycji oddzielny pokój. Często w nim spotykaliśmy się̨ i rozmawialiśmy na różne tematy. W czasie tych spotkań byłem pod urokiem niezwykłej drości, kultury i wszechstronnego wykształcenia Biskupa. Później dowiedziałem się̨, że Dostojny Gospodarz odstąp mi swój pokój sypialny, a sam spał na otomanie w pokoju stołowym. Kiedy speszony zapytałem: Dlaczego Ksiądz Biskup okazuje mi takie względy? – wówczas powiedział: „Nu, ja, jak mogłem, tak starałem się̨ okazać wdzięczność Ks. Prałatowi, aby u mnie się̨ czuł jak najlepiej”. Czułem się̨ rzeczywiście bardzo dobrze, chociaż byłem nieco skrępowany dobrocią, uprzejmością i szczerością̨ Arcypasterza. Z jego gościnności korzystałem przez kilka tygodni.
Wróciłem do Ameryki z najlepszymi wspomnieniami. Po pewnym czasie otrzymałem z Warszawy list od sióstr pracujących w szpitalu, w którym znalazł się̨ biskup Świrski. Nie znałem ich, ani one mnie nie znały. Nie wiem, kto im podał mój adres. Pisały wówczas o ubóstwie Biskupa, który nie miał nawet odpowiedniego szlafroka. Chętnie zainteresowałem się̨ tą sprawą i wysłałem Dostojnemu Pacjentowi szlafrok odpowiedniej wielkości i w najlepszym gatunku. Odwiedzając później Biskupa w Siedlcach zauważyłem, że już tego szlafroka nie ma. Biskup wtedy wyjaśnił, że oddał go potrzebującym, bo dla niego był za kosztowny. Łatwo było zauważyć w życiu Arcypasterza, w jego mieszkaniu, autentyczne ubóstwo. Żył dla innych. Biedni przychodzili i odchodzili obdarowani. Znany powszechnie jako Jałmużnik, zdawał sobie sprawę̨, że nie wszyscy proszący o wsparcie rzeczywiście go potrzebowali. Wielu nadużywało dobroci i miłosierdzia tego – jak go później nazwano – Ojca ubogich. W odpowiedzi, na stawiane w tej sprawie zarzuty, tłumaczył: „Wolę się̨ pomylić i dać jałmużnę̨ temu, komu nie powinienem, niż odesłać z niczym pozostającego w rzeczywistej potrzebie”. Siostra Aurelia, prowadząca kuchnię ubogich, stwierdziła w rozmowie: „nigdy nie miałam kłopotu z biskupem Świrskim – zawsze otrzymałam pomoc, kiedy się̨ o nią̨ do niego zwróciłam”.
(…)
Wspominając biskupa Ignacego należy podkreślić, że zwykle był w domu, zawsze gotów na spotkanie z każdym zainteresowanym. Był też żem autentycznej modlitwy. Z całą pobożnością celebrował Mszę św. Miał zawsze czas na modlitewne przygotowanie się̨ do niej i ębokie dziękczynienie po jej zakończeniu.
(…)
ębokie życie wewnętrzne biskupa Świrskiego, jego prawdziwe ubóstwo, prostota i szczerość, pełna poświecenia troska o biednych dają̨ podstawę̨ do zaliczenia go do wielkich Pasterzy, o których mówi historia.
Śmiem twierdzić, że była to najwspanialsza postać w historii diecezji podlaskiej. Był to najpiękniejszy i największy człowiek, jakiego w życiu spotkałem. Cechowała go wielka drość, pobożność, samozaparcie się̨, ubóstwo, właściwe podejście do człowieka. Przy tych wszystkich wartościach nie zawsze był mistrzem w administracji. Był jednak biskupem wysokiej klasy.
Modlę się̨ codziennie do niego i odczuwam w swoim życiu jego opiekę. Polecam mu trudne sprawy i dalekie podróże. Uważam go za świętego.

 

Ks. kan. Zygmunt Mościcki

Wspomnienia o biskupie Świrskim
Z biskupem Świrskim spotykałem się często, gdy zostałem mianowany prefektem Gimnazjum im. Królowej Jadwigi w Siedlcach (19461949). Ponieważ mieszkałem daleko – na Nowych Siedlcach – a odprawiałem rano w katedrze, zapraszał mnie do siebie na śniadania.
Był dla księży prefektów prawdziwym ojcem, troszczył się̨ o wszystkie potrzeby, dawał materiał na sutannę̨, sprowadzał mi potrzebne lekarstwa z USA od życzliwych księży (od ks. A. Chojeckiego), nowy brewiarz, rozdawał wszystko, co miał do ostatniej koszuli (sam nosił zgrzebną lniana koszulę), wychodził do biednych i wynosił, co tylko mógł, dopóki księża z Kurii nie zastrzegli pewnych rzeczy jako diecezjalnych, których nie ma prawa rozdawać.
Jego ubóstwo, pokora, posłuszeństwo, cierpliwość, miłość bliźniego, duch ofiary, gotowość na czeństwo, umartwienie, miały charakter heroiczny, co dla mnie stawało się coraz bardziej oczywiste. Jego posty nieraz przez całe trzy dni, jego twarde posłanie, jego akty pokutne wykraczały poza zwykłe normy życia kapłańskiego.
Zarzucano mu niejednokrotnie brak roztropności w rozdawaniu jałmużni darów otrzymywanych z zagranicy, zwłaszcza, gdy dawał takim, których życie pozostawiało wiele do życzenia pod względem moralnym, ale to było nieporozumienie: po pierwsze nie mógł znać wszystkich ludzi, którym pomagał, po drugie miał ębokie zrozumienie nie tylko dla dzy materialnej, ale i moralnej. Był otwarty dla każdego człowieka i miał ojcowskie podejście nawet dla ludzi wykolejonych, wczuwał się̨ w ich położenie, znał z jednej strony ograniczone możliwości ich nieraz dobrej woli, a z drugiej siłę nałogu, która ich przygniatała.
Był dobrym psychologiem, gdy chodzi o empatię czyli wczuwanie się w drugiego człowieka i jego potrzeby, ale co najważniejsze kierował się̨ motywami najczystszej miłości Boga i bliźniego, szukał czystych źródeł prawdy ewangelicznej. Był człowiekiem niezwykłej szczerości, nie znosił wszelkiej pozy, otaczania się̨ nimbem swej władzy, przyjmował wszelkie uwagi i upokorzenia bez żadnej irytacji, przyznając rację każdemu i przyjmując każdą słuszną uwagę.
Przeżył duże upokorzenie, gdy przyszło mu rozwiązywać Stowarzyszenie Stanisławitów i Zgromadzenie Sióstr Pani Srebrzyńskiej, które tak szczerze popierał, chcąc pomóc tym zakonnicom, które znalazły się̨ z takich czy innych względów poza swoim z gromadzeniem.
Nic dziwnego, że ks. Prymas Wyszyński na przyjęciu w Siedlcach podczas uroczystości Nawiedzenia Obrazu w czasie swego przemówienia przy stole wyraził się̨, że biskup Świrski posiada trzynasty stopień pokory. Z uznaniem mówił tez ks. Prymas o jego dokładności i staranności w przygotowywaniu artykułów do „Ateneum Kapłańskiego”, co stwierdził dąc jego redaktorem we Włocławku, bo o ile z innymi artykułami miał kłopoty i musiał je poprawiać́, to artykuły ks. prof. Świrskiego były wykończone co do kropki.
Niezwykła pamięć i jasność myśli
Nie notowałem kazań i przemówień ks. biskupa Świrskiego, ale podziwiałem jego pamięć w cytowaniu Pisma św., Ojców Kościoła i dzieł teologicznych. Mógł całe strony tekstów łacińskich i polskich, a takżniemieckich przytaczać bezbłędnie. Podobno znał na pamięć całego „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza. A całość kursu filozoficznego i teologicznego w Seminarium tak pamięt i tak miał dydaktycznie przemyślany, że mógł zastąp każdego profesora i prowadzić każdy wykład z detalami. Przypadkowo zajrzałem do notatek z psychologii jakiegoś kleryka – Biskup podyktował z pamięci 12 par nerwów wychodzących z mózgowia i rdzenia przedłużonego, których sam dobrze nie pamiętam.
Dawne modlitwy łacińskie przed i po jedzeniu, jakie się znajdowały w starym brewiarzu, znał na pamięć i w refektarzu lub na innych przyjęciach niejednokrotnie je odmawiał razem z księżmi. Po Mszy św. odmawiał z pamięci różne modlitwy łacińskie, bezbłędnie również kantyk Benedicite, wyliczając wszystkie żywioły.
Gotowość na czeństwo i oczekiwanie wywiezienia
Biskup Świrski przeżywał rewolucję rosyjską, trudne warunki pracy i ukrywanie się̨ w Rosji, na Mińszczyźnie, na Wileńszczyźnie, trzykrotny exodus spod fali szerzącego się̨ bolszewizmu i znając dobrze jego metody prześladowania religii, nastawiał się̨ wewnętrznie na możliwość wywiezienia lada dzień na Syberię czy ciężkie roboty. Był zawsze przygotowany na taki los i nie krył się̨ ze swymi myślami wobec księży.
O ile wszyscy księża i wierni w ogromnej większości uważali, ze stan powojenny, jaki się̨ wytworzył w Polsce jest przejściowy i wierzyli w rychłą zmianę̨ sytuacji w świecie i Polsce, to biskup nie miał tych złudzeń. Widział bowiem bierność i bezradność Zachodu wobec Związku Radzieckiego. Biskup Świrski należał do tych ludzi, którzy znali dobrze i Rosję i Świat Zachodni, i dlatego często mówił księżom, żeby nie pokładali nadziei ani na Wschodzie, ani na Zachodzie, bo nikt za nas lub dla nas nie dzie się̨ bił lub narażał na ofiary. Nadzieję naszą mamy pokładać tylko w Bogu, trzymać się̨ mocno wiary, Kościoła, trwać w jedności mimo licznych i natarczywych prób rozbijania tej jedności. Gdy księża musieli znosić różne szykany, groźby, a niektórzy bali się̨ zniesławienia, gdy Służba Bezpieczeństwa wiedziała o ich potknięciach i groziła zniesławieniem, Biskup dodawał ducha małodusznym, by na nic się̨ nie oglądali, ufali Bogu i mówili wprost, ze Biskup zakazuje im wstąpienia do organizacji rzekomo katolickich, a on sam (Biskup) bierze odpowiedzialność za nich wszystkich. Biorąc zaś taką odpowiedzialność był gotowy na wszystko, jeśli nie na czeństwo, to przynajmniej na wywiezienie. O tej możliwości wywiezienia lub uwiezienia mówił nieraz otwarcie w przemówieniach do księży, a często w formie zastrzeżenia marginesowego – „jeśli nas nie wywiozą”. Takie przepowiadanie ucisku i prześladowania Kościoła rodziło u niektórych księży zastrzeżenie, czy Biskup nie jest nadmiernym pesymistą, bo zamiast dodawać ducha i wlewać nadzieję na przyszłość, podcina tego ducha i osłabia nadzieję.
Te zastrzeżenia i krytyki niektórych księży wydają̨ się̨ jednak nieporozumieniem, bo Biskup, chociaż osłabiał nadzieje pokładane w ludziach, w państwach i rządach, to jednak domagał się̨ całkowitego zawierzenia Bogu i ufności nawet w obliczu największych prób, których się̨ spodziewał, ale których nie pragnął. Widział w ówczesnej sytuacji świata jakieś doświadczenie dziejowe, które ma przejść czy tez dotknąć cały świat pogrążony w egoizmie i oportunizmie, a więc świat niezdolny do przeciwstawienia się̨ fali narastającego ateizmu, bo brak mu ducha żywej wiary i ofiary. I dlatego Zachód tak łatwo ulega propagandzie komunistycznej, która głosi humanitarne hasła, zdobywa uznanie wielu ludzi na Zachodzie i w innych krajach, a partie komunistyczne zwłaszcza we Francji i Włoszech zdobywają̨ coraz więcej zwolenników. Miraż tej propagandy czaruje wiele ludów i narodów szczególnie biednych, niezadowolonych lub cierpiących ucisk, krajów kolonialnych, które w komunizmie widzą nadzieję lepszej przyszłości, a w Związku Radzieckim gwaranta wyzwolenia narodowego i ekonomicznego. Nic więc dziwnego, żkomunizm tak się rozszerza.
Zaczątki kultu po śmierci
Dla wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy doznali jego niezwykłej dobroci, Biskup był człowiekiem świętym; dlatego też zaraz po jego śmierci modlili się ̨nie tylko za jego duszę, ale też zanosili prośby za jego przyczyną.
Po zachodniej stronie katedry, przy ścianie najbliżej grobu został ustawiony drewniany krzyż i klęcznik, jak też latarnia, gdzie często modlili się̨ wierni i składali kwiaty, zanim jeszcze zostały sporządzone marmurowe płyty dla biskupów ordynariuszy: Przeżdzieckiego i Świrskiego. Szczególnie siostry byłego zgromadzenia Pani Srebrzyńskiej czciły pamięć zmarłego Biskupa. Przy drewnianym krzyżu Ojca ubogich i dobrego Pasterza odmawiano nawet modlitwę̨, której tekst posiadam, z prośbą o różne łaski.

 

 

O. Leon Stefan Knabit OSB

Ze wspomnień o księdzu biskupie Ignacym Świrskim
W pogodne popołudnie dnia 4 lipca 1946 roku stałem blisko bramy triumfalnej przy ul. Sokołowskiej w Siedlcach w tłumie wiernych, którzy przyszli witać swego nowego Arcypasterza. Jako jeden z wielu witałem Go w imieniu organizacji młodzieżowych, zapewniając o wierności nas młodych. Już za dwa lata miałem szczęście być blisko tego niezwykłego Człowieka. W Seminarium Duchownym, do którego wstąpiłem w roku 1948 słuchałem Jego wykładów. Uczestniczyłem w nabożeństwach przez Niego odprawianych w Katedrze i w rozmaitych kościołach diecezji podlaskiej. A gdy przyszła na mnie kolej tygodniowego służenia do Mszy św. w prywatnej biskupiej kaplicy, mogłem potem wraz ze współ służącym klerykiem uczestniczyć w śniadaniu.
Trudno jest się̨ zdobyć na ębsze i udokumentowane świadectwo. Ograniczę się więc do przekazania zapamiętanych wspomnień, ciekawych sytuacji czy powiedzeń niezapomnianego Biskupa.
Jako klerycy lubiliśmy Go bardzo, bo był dobry. Stara formacja, wymagający od siebie i od innych, i do tego ojcowskie serce, życzliwość, szanowanie każdego człowieka. Nazywaliśmy Go Papą. Był rzeczywiście OJCEM.
Wykładał nam filozofię: logikę, krytykę i ontologię oraz prowadził lektorat z zyka niemieckiego, który znał doskonale. Po łacinie mówił świetnie. Wykłady z filozofii najpierw głosił – bardzo przystępnie – w zyku polskim, a potem: „… et nunc repetamus in lingua Latina, pulcherrima lingua, lingua materna […] Nunc agendum erit De Causis” (a teraz powtarzamy po łacinie, w najpiękniejszym zyku, języku macierzystym […] Teraz powiemy sobie O przyczynach) – z wielką swadą i zapałem. Egzaminy były oczywiściepo łacinie. Lubił opowiadać o studiach rzymskich. Wspaniale, na przykład, przedstawiał dyskusję scholastyczną w wykonaniu ognistego Hiszpana i flegmatycznego Niemca. Opowiadał o seminariach na Zachodzie, gdzie ściślejsza formacja studenta teologii miała miejsce dopiero po paru latach studiów. „Wtedy, mówił, taki student robił przyjęcie, zapraszał swych przyjaciół, całował ostatni raz dziewczynę i – zamykał się w Seminarium”. Pytaliśmy się bardzo swobodnie, czy nie moglibyśmy zrobić czegoś takiego przed subdiakonatem. Patrzył na nas z pogodną surowością i przecząc kiwał palcem wskazującym, powtarzając swoje przysłowie „Nu, nu …”
Często odwiedzał Seminarium bez żadnego zapowiedzenia, pochylał się z klerykami nad jakimś podręcznikiem w sali studium, tłumaczył … Czasem w podręczniku znajdował ędy: „Ach, to nie tak, ale ja go (autora) uczyłem, on zawsze był trochę niedokładny …”
Konferencje, które głosił klerykom, były zawsze bardzo ębokie i praktyczne. Przygotowując nas do duszpasterzowania na niewielkich parafiach, gdzie mogło zostawać więcej wolnego czasu, zachęc do kontynuowania nauki i pisania – najpierw małych form, listów do redakcji czasopism naukowych, potem małych artykulików i większych opracowań.
Wobec trudnej sytuacji Kościoła w Polsce zachowywał sceptyczną rezerwę. Wiele mówił o trudnościach. „Mówicie, że ja przesadzam, otóż ja jeszcze nie dosadzam! Jest źle, a dzie jeszcze gorzej!”
Podczas rekolekcji przed święceniami zwykł był miewać́ sam jedną konferencję. Każdego dnia zachęc do ębokiej refleksji nad decyzją przyjęcia święceń. „Paratus ad holocaustum? – Gotowy na całopalną ofia?” – pytał. „Nu, jeszcze trzy dni, dwa dni, jeden dzieńJeśli kto się nie czuje na siłach, niech powie, nawet diakona zwolnię ze święceń …”
„Byłem u przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie. I on mi mówił, że ja mam was uświadamiać. Nu, to uświadamiam…” Tu wyciąg z teczki dwa pliki dokumentów. Jeden to gazety z informacjami rządowymi, drugi – materiały z Konferencji Episkopatu, listy i rozporządzenia Kościoła. „Gazety piszą tak, a teraz posłuchajcie, co piszą biskupi!” I w konkluzji: „Czy dziecie moimi księżmi, czy rządowymi?” Nie na darmo niektórzy działacze partyjni nazywali nowo wyświęconych kapłanów „reakcją Świrskiego”.
Kiedy chodziliśmy po dwóch, by służyć Papie do Mszy św., rozmowy przy śniadaniu były zawsze bezpośrednie i nie krępujące. Nie lubił, by Go nazywać Ekscelencja. „A cóż̇ ja dla was za ekscelencja? Ekscelencja, to wasz rektor, biskup sufragan. A ja – pasterz, a że biskup, no to arcypasterz”. I mówiliśmy: „proszę Arcypasterza”. Pił zwykle herbatę z mlekiem, tzw. bawarkę i jadał czarny wiejski chleb. Kiedyś poprosił Go któryś z nas o możność skosztowania tego biskupiego chleba. „Nu, proszę, oj gorzki on, gorzki …” Przed wizytacją biskupią w prze- widywaniu różnych niespodzianek kulinarnych na odwiedzanych plebaniach przeprowadzał (dziesięciodniową chyba) głodówkę. Pytaliśmy, jak to znosi. Odpowiadał, że przez pierwsze dwa, trzy dni jest dość trudno, a potem to już szkoda wracać do jedzenia.
(…)
Chętnie też pomagał nam przy stole rozwiązywać problemy filozoficzne. Wtedy nieraz rozmowa przeciągała się dłużej. Przybliżał nam postaci wielkich wykładowców, z którymi spotykał się̨ w czasie swych studiów. Do Seminarium wracaliśmy zawsze radośni i podniesieni na duchu. Wiedzieliśmy, że mamy w Arcypasterzu przyjaciela. Nie bez podstawy powtarzano też wśród kleryków, że gdy Papa był obecny na sesji profesorów Seminarium, nie było wypadku, by któregoś z alumnów usunięto.

 

Ks. prał. Zdzisław Oziębło

Ze wspomnień o śp. ks. biskupie Ignacym Świrskim
Od Ks. Biskupa Ignacego S Wirskiego biły: dobroć, szczerość, prostota i dostojność, żadnych prostackich słów czy gestów. Kiedyś odwiedził naszego Biskupa Ordynariusza biskup lubelski Stefan Wyszyński. Z Mietkiem Szuciakiem służyliśmy mu do Mszy św. Po Mszy mówi mi Mietek: „Nigdy w życiu nie widziałem, żeby któryś z księży odprawiał tak pobożnie Mszę św.” Osobiście uważam, ze obaj ̨ kandydatami na Ołtarze.
Najbliżej zetknąłem się̨ z Ks. Biskupem Świrskim w połowie kwietnia 1952 roku. Przyjechałem z Włodawy razem ze swoją ukochaną matką Eugenią do Siedlec i stanęliśmy przed Ks. Biskupem Ordynariuszem. Byłem wyczerpany, bez sił, po przebyciu długiej i ciężkiej choroby zapalenia ogólnego stawów i osierdzia. Biskup przyjął nas z sercem jak kochający ojciec. Uważnie wysłuchał, wypytał i do czasu wyzdrowienia przyjął pod swoja ̨opiekę̨. Umieścił w pokoju przy ulicy Świerczewskiego 54. Obok mnie mieszkał również pod opieką Ks. Biskupa, emeryt, ks. unicki Sergiusz Spytacki. Biskup dość często nas odwiedzał, pytał o zdrowie. Umiał cierpliwie słuchać biednych, chorych, cierpiących i chętnie, z sercem im pomagał. Myślę, że już dawno jest w Niebie.

 

 

S. Zuzanna Kobylińska

Ze wspomnień o śp. księdzu biskupie Ignacym Świrskim
Biskup Świrski był szczególnym darem dla naszej diecezji. Utrwalenie jego pamięci stanie się̨ dobrem wszystkich diecezjan. Niech te wspomnienia i fakty, które pragnę̨ tu zamieścić, ywią pamięć u tych, którzy jeszcze żyją i pamiętają̨ biskupa Ignacego. Mam tu na myśli zwłaszcza duchownych, których gorąco zachęcam, aby zechcieli podjąć pewien trud i utrwalić na piśmie tę pamięć w formie swoich wspomnień. W ten sposób wspólnym wysiłkiem jeszcze klarowniej i bardziej przekonywująco ukażemy tegoż biskupa jako wzór dla współczesnych i potomnych, a może przyczynimy się również do jego chwały ołtarzy.
W tym celu prezentuję swoje i innych sióstr wspomnienia, które potwierdza podpisami trzynaście osób z naszego Zgromadzenia.
Pamięc sięgam do dnia ingresu Biskupa Ignacego Świrskiego, w którym uczestniczyłam jako jeszcze uczennica z lat szkolnych. Było to 4 lipca 1946 roku. Dziwiłam się wtedy, że ks. Biskup tak uważa tę naszą ziem za świętą. Na potwierdzenie tego faktu przytaczam fragment pierwszego listu pasterskiego Biskupa Ignacego z 04.07.1946 roku:
Gdy jadąc do Was, przekroczyłem granicę ziemi Podlaskiej, odczułem w duszy takie wrażenie, jakbym usłyszał głos, który hen kiedyś zawołał do Mojżesza z krzaku gorejącego: „Zzuj obuwie z nóg twoich, miejsce bowiem, na którym stoisz, święta ziemia jest” (Wj 3,5). […] Mój wiek już nie jest młody i moje siły już wyczerpane nie pozwalają mi żywić wielkich nadziei, szczególnie w czasach obecnych, na osiągniecie wielkich rezultatów, ale prosiłem Boga, aby pozwolił mi, jeśli inaczej nie potrafię̨, to chociaż cierpieniem moim przyczynić się do Jego chwały i zbawienia dusz.
Na początku moich wspomnień należy zaznaczyć, że od pierwszego dnia przyjazdu Biskupa Świrskiego do Siedlec w domu biskupim siostry Tereski objęły takie prace, jak: obsługę osobistą ks. Biskupa, jego kuchnię, stołówkę dla księży kurialnych i ogród. Siostry Tereski, które mieszkały i pracowały w gmachu biskupim, były najbliższymi i codziennymi świadkami życia i niezwykłych cnót tegoż Biskupa.
Doskonale pamiętam opowiadania nieżycej już siostry Apolonii Antoniak, która jeździła do Białegostoku, aby uszyć sutannę̨ dla nowo mianowanego pasterza siedleckiego, biskupa Ignacego Świrskiego. Jakżeż ona była wprost urzeczona wielką prostotą i serdecznością̨ ks. Biskupa, jego skrajnym ubóstwem. W jego ubogim mieszkaniu widziało się̨ tylko łóżko, biurko, dwa krzesła oraz bardzo zniszczone ubranie. Siostra Apolonia powtarzała nam przez wiele lat, że tylko święci mogą tak żyć, że ks. Biskupa Świrskiego można porównać do św. Franciszka z Asyżu, że dąc w Białymstoku słyszała od najbliższego Jego otoczenia, że ks. Biskup wszystko rozdawał studentom, że wszyscy Jego bliscy mieli o Nim tylko słowa uznania, zwłaszcza co do jego hojności dla ubogich i potrzebujących pomocy.
Wysłuchane prośby za przyczyną śp. ks. biskupa I. Świrskiego:
1. Pewnego wieczoru, gdy było już dobrze ciemno, a w całym gmachu kurialnym i biskupim zostały tylko dwie siostry, ponieważ ks. biskup Jan Mazur gdzieś wyjechał, siostry zauważyły, że jakiś podejrzany żczyzna chodził po kurialnym podwórzu i rozgląd się wokoło. Siostra Józefa Lesiuk zaczęła prosić zmarłego biskupa Ignacego o ratunek w następujących słowach: „Duszo Arcypasterza, jeśli ten człowiek ma złe zamiary, to oddal go stąd. Po chwili wspomniany żczyzna znikł z podwórza, a siostry miały noc spokojną. Na drugi dzień dowiedziały się̨, że był on poszukiwany przez policję, która go jeszcze tejże nocy ujęła.
2. Pewien znany nie tylko mi ksiądz porzucił wszystko – pracę, diecezję i wyjechał do Rosji. Siostra Helena Prokopiuk odjeżdżającemu księdzu dała różaniec po zmarłym biskupie Świrskim, prosząc, aby na nim się̨ modlił. Chociaż ten ksiądz nie odmawiał tam brewiarza, to jednak modlił się̨ na tym różańcu. Wkrótce popadł w wielkie tarapaty i nie było żadnych możliwości wydostania się̨ stamtąd, i powrotu do Polski. Po pewnym czasie jednak sprawy jego tak się̨ ułożyły, że mimo wielkich trudności, wrócił do Polski i do diecezji. Ów ksiądz – jak nam to opowiadał – był przekonany, że z tej beznadziejnej sytuacji zmarły ksiądz biskup pomógł mu się̨ wydostać i powrócić do kraju.
Wiem o tym, że księża, kiedy mają trudne i beznadziejne sprawy, przyjeżdżają na grób biskupa Świrskiego, prosząc o ratunek i zawsze są wysłuchiwani.

 

 

Ks. kan. Henryk Nowosielski

Przyjaciel w nieszczęściu
W 1962 roku zostałem mianowany proboszczem parafii Paszenki. Przedtem byłem wikariuszem parafii Ryki. Paszenki liczyły tylko 557 wiernych, a więc była to maleńka parafia. Nie było tam plebanii. Ksiądmieszkał w zwyczajnym wiejskim domu, bez światła elektrycznego, bez łazienki. Droga w wiosce była fatalna: same koleiny, błota i kałuże wody. Dlatego nie bardzo księża mieli ochotę tam iść i podjąć pracę duszpasterską. Od sześciu miesięcy nie było tam proboszcza. Poprzedni proboszcz, ks. Feliks Daszczak, odszedł do innej parafii. Ks. Biskup Ignacy Świrski poprosił mnie do siebie i powiedział: „Niech ks. Henryk idzie do Paszenek. Tam ludzie są dobrzy i życzliwi, a ja dę o księdzu pamięt”. Wyraziłem więc zgodę, by być tam proboszczem. Gdy się sprowadzałem, to wszyscy mieszkańcy wsi wyszli na moje powitanie do szosy Jabłoń – Wisznice, a więc około 2 kilometry. Przywitali mnie kwiatami, przemówieniami, płakali i cieszyli się, żjuż mają księdza. I w całej gromadzie poprowadzili do kościoła, gdzie znów wygłosili przemówienia powitalne. W wiosce był już przygotowany obiad. Od początku otoczyli mnie opieką i szacunkiem. Było mi wśród nich bardzo dobrze.
W 1964 roku, o ile sobie dobrze przypominam, było to w maju, wybuchł straszny pożar obok plebanii i kościoła, a kościół był drewniany. Ludzie jak mogli ratowali kościół i plebanię od ognia. Jednakże spaliła się̨ szkoła, która była budynkiem parafialnym, obora, stodoła, trzoda chlewna i ok. 50 sztuk drobiu. Straty były bardzo duże. Ponadto ogień przerzucił się na siednie budynki i zabudowania gospodarskie mieszkańców wsi. Spaliło się̨ doszczętnie sześć budynków gospodarskich razem z domami mieszkalnymi. Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.
Napisałem do księdza Biskupa list informujący o tym wielkim nieszczęściu. Niedługo potem ksiądz Biskup wezwał mnie do siebie, do Siedlec. Zaprosił do swego mieszkania. Tutaj wypytywał o ten pożar. Zdałem więc dokładne sprawozdanie z tego pożaru. Ksiądz Biskup powiedział do mnie: „Współczuję księdzu Henrykowi i parafianom z racji tego nieszczęścia. Modlę się̨ za was”. Za chwilę przyniósł mi dwie paczki pieniędzy, banknotów (wtedy tylko takie były w obiegu) i powiedział: „Jedną paczkę daję księdzu Henrykowi na zagospodarowanie po pożarze, a drugą paczkę proszę podzielić miedzy pogorzelców, aby mogli sobie coś kupić po tym nieszczęściu. Podziękowałem gorąco za ten dar serca księdzu Biskupowi, który mnie pobłogosławił, przytulił do serca i powiedział: Nu, niech ksiądz Henryk wraca z Bogiem i pracuje dla Chrystusa”. Kiedy wróciłem do parafii i rozdzieliłem pieniądze poszkodowanym, ludzie płakali, że ksiądz Biskup o nich pamięt. Podziwiali, że ma takie ojcowskie serce dla nich.
Ksiądz Biskup miał ojcowskie serce dla kapłanów, sióstr zakonnych, ludzi świeckich. Był ojcem ubogich. Czczę Go jak świętego. Z wdzięcznością idę do Jego grobu i modlę się za Jego przyczyną, i zawsze jestem wysłuchany.

 

Stanisław Pigoń

«Nabrałem głębokiego współczucia i ugruntowanej miłości do męczeńskiej ziemi podlaskiej…»
Już jako ordynariusza diecezji podlaskiej odwiedzałem wielokrotnie ks. Biskupa; nie było niemal roku, żebyśmy się nie widzieli. Czas schodził szybko, mieliśmy przecież tyle wspólnych wspomnień z czasów wileńskich. Wypytywałem Go o sprawy i warunki miejscowe i dużo się dowiedziałem o bolesnych dziejach zniesienia Unii na Podlasiu, jako też o jej rekatolizacji po patencie tolerancyjnym.
(…)
Jeszcze inny fragment z Jego doświadczeń wizytacyjnych pozostał mi w pamięci. Opowiem go bo dobrze oddaje usposobienie, sposób myślenia i postępowania zmarłego Pasterza.
Podczas jednej z wizytacji parafii proboszcz miejscowy przedstawił i ten także szczegół, że wśród parafian jest nieduża gromadka takich, co ulegli namowom uwijających się naówczas sekciarzy i tworzą teraz zamkniętą grupkę metodystów. Ks. Biskup nie krył się z tym, że pragnąłby się rozmówić z którymś z spośród nich i wybrał się do wskazanej chaty. Wszedłszy do izby zastał samą tylko gospodynię. Kobieta ujrzawszy wchodzącego spłoszyła się niezmiernie i padłszy na kolana z przerażeniem wyjąkała:
– Ksiądz Biskup przychodzi aby mnie wykląć!
Biskup uśmiechnął się dobrotliwie:
– Kobieto, uspokój się! Ja nikogo nie myślę i nie chcę wyklinać i nie po to przyszedłem. Chciałem tylko z tobą spokojnie porozmawiać. Siądź i powiedz mi szczerze, coś ty aż tyle złego zobaczyła i doznała w Kościele katolickim, że postanowiłaś  z niego wystąpić. Powiedz wszystko i otwarcie, nic nie zatajaj.
Uspokojona dobrotliwością „metodystka” zdobyła się na odwagę i zaczęła opowiadać.
Biskup słuchał spokojnie, przyznawał rozżalonej rację, gdzie ją dojrzał, a próbował łagodnej perswazji, gdzie nie mógł uznać słuszności. Rozmowa pociągnęła się dłużej bez zawziętości, rekryminacje złagodniały. Ostatecznie Gość pobłogosławił gospodynię i odszedł pochwaliwszy Pana Boga. W takim oto tonie i sposobie przeprowadzał ks. Biskup Świrski swe duszpasterstwo.
Rezultatem moich odwiedzin w Siedlcach było, że nabrałem głębokiego współczucia i ugruntowanej miłości do męczeńskiej ziemi podlaskiej. I ten dar zawdzięczam Gospodarzowi. Jakżeż mam się Mu odwdzięczyć? Chyba zeznając otwarcie coś z tych szczegółów, których on w przyrodzonej skromności swej nie wystawiał na widok.

 

Prof. Walenty Hartwig

Lekarz Profesor o śp. Arcypasterzu
W okresie od lutego 1967 r. do marca 1968 r. byłem konsultantem sprawującym internistyczną opiekę nad J.E. ks. Biskupem Ignacym Świrskim.
Znałem go od kilku lat; nasze drogi spotykały się wtedy gdy Biskup znajdował się w trudnych sytuacjach, spowodowanych nadwątlonym stanem zdrowia. Pamiętam okres pooperacyjny w klinice chirurgicznej, gdy znajdował się pod opieką prof. S. Wesołowskiego; tak niedawne wydaje się spotkanie w klinice okulistycznej prof. Arkina. W czasie owych spotkań uderzyła mnie głęboka mądrość i jednocześnie wielka jego skromność.
W czasie ostatniej choroby spowodowanej niewydolnością serca stan był stale ciężki, chwilami dramatyczny. Wielu już widziałem ludzi w stanie zagrożenia życia, jednakże ks. biskup Świrski chorował inaczej niż możni tego świata. W najcięższych sytuacjach, gdy bardzo cierpiał, nie zwykł był biadać ani skarżyć się na swój los. Stwórcy nie przywoływał do oddalenia lub zmniejszenia cierpień. Wobec udręk życia był mężny i cichy. Lekarzy przyjmował z życzliwą wyrozumiałością, nigdy nie okazując zniecierpliwienia czy rozczarowania. Rozmowy kończyliśmy zawsze pogodnie, bo chory nie okazywał smutku, ufał, że medycyna ofiaruje to, czym dysponuje, więcej dać nie może. Nigdy nie wspominał o śmierci – jakby ona nie istniała.
O śmierci dowiedziałam się z depeszy. Pomyślałem, że odszedł prawdziwy Sługa Boży, który swoim życiem okazał, jak pięknym i dostojnym może być człowiek mimo wygasania sił i mimo przewidywań o nietrwałości fizycznego istnienia.