Kościelna Unia biskupów prawosławnych z terenu Rzeczypospolitej z Kościołem rzymskim, została zawarta w Rzymie 23 grudnia 1595 r., za pontyfikatu Klemensa VIII. Postanowienia jej ogłoszono w Brześciu n/ Bugiem (wówczas Litewskim) w cerkwi św. Mikołaja, 9 października 1596 r.
Jej sygnatariuszami stali się: metropolita kijowski biskup Michał Rahoza oraz biskupi: Cyryl Terlecki – władyka łucki, Hipacy Pociej – władyka włodzimierski, Leonty Pełczycki – władyka piński, Grzegorz Zahorski – władyka połocki i Dionizy Zbirujski – władyka chełmski.
Unia Brzeska skutecznie odbudowała jedność Kościoła, o którą modlił się Chrystus w Wieczerniku, w przeddzień swojej krzyżowej śmierci. Prosił wówczas Ojca, aby wierzący w Niego byli jedno, na wzór tej jedności, jaka jest w Bogu w Trójcy Świętej Jedynym (por. J 17, 21). To Boże dzieło, podjęte przez sygnatariuszy Unii Brzeskiej w sposób całkowicie wolny i z motywów czysto religijnych, od samego początku było naznaczone cierpieniem. Już sam fakt ogłoszenia Unii Brzeskiej dokonywał się w atmosferze zdecydowanej kontestacji ze strony jeszcze niedawnych zwolenników tej idei. Przeciwnicy Unii, z księciem Konstantym Wasylem Ostrogskim na czele, wspierani przez bpa Gedeona Bałabana ze Lwowa, zorganizowali antysynod w Brześciu. Uczestnicy tego antysynodu, któremu przewodniczył, rzekomy delegat patriarchy Carogrodu (wówczas patriarchat wakował), Grek Nikifor, wyklęli biskupów unickich i zdecydowanie odrzucili ich zobowiązania wobec Stolicy Apostolskiej.
Szlachta prawosławna z województw kijowskiego, wołyńskiego i bracławskiego, wspomagana przez bractwa cerkiewne i protestantów, przez swoich przedstawicieli w Sejmie warszawskim, doprowadziła do uchwalenia w 1609 roku ustawy sejmowej, uznającej prawa Cerkwi prawosławnej w Rzeczypospolitej. Jedenaście lat później, w 1620 roku, patriarcha aleksandryjski Teofanes powracając z Moskwy, wy konsekrował nowych biskupów prawosławnych, w tym metropolitę kijowskiego. Chociaż zostało tu w sposób bardzo wyraźny zignorowane prawo króla do wyznaczania kandydatów na biskupów, to nowo wykonsekrowani biskupi prawosławni zaczęli spełniać swoją pasterską posługę. Odrodziła się w ten sposób hierarchia prawosławna. Zostały utworzone, równoległe do unickich, prawosławne struktury kościelne. Obok siebie, w tym samym mieście, pasterzują teraz dwaj biskupi: prawosławny i unicki. Niestety, coraz bardziej wzrasta wzajemna wrogość między prawosławnymi i unitami.
Na fali wzmacniającej się i upowszechniającej nienawiści wobec Unii dokonało się męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza, unickiego arcybiskupa połockiego, zamordowanego w Witebsku w 1623 roku. Skutki tego męczeństwa okazały się jednak błogosławione. Witebsk otrząsnął się duchowo. Moralny sprawca tej zbrodni, biskup prawosławny na Białorusi, Melecjusz Smotrycki, w trzy lata po dramacie witebskim, złożył na ręce unickiego metropolity wileńskiego Welamina Rutskiego katolickie wyznanie wiary. Witebsk stał się unicki.
Rozbiory Polski w XVIII w. sytuację unitów znacznie pogorszyły. Rusyfikacyjne plany carów rosyjskich przewidywały możliwość wykorzystania Cerkwi prawosławnej do ich realizacji. Wpływy Cerkwi prawosławnej zaś byłyby o wiele większe przez przywrócenie prawosławiu unitów. Stąd też car Mikołaj I, realizując koncepcję zniszczenia Unii, wypracowaną przez byłego kapłana unickiego, ks. Józefa Siemaszkę, specjalistę w Petersburgu od spraw unijnych, w 1839 roku włączył, sposobem administracyjnym, do Cerkwi prawosławnej wszystkie diecezje unickie na terenie swego Imperium. Na terenie Królestwa Polskiego, którego królem był car rosyjski, pozostała jedyna unicka diecezja chełmska.
Prześladowania unitów w tej diecezji dokonywały się według scenariusza wypracowanego w Petersburgu. Najpierw były zarządzenia rządców diecezji a zwłaszcza samozwańczych administratorów w Chełmie, posłusznych władzy carskiej, aby z cerkwi unickich usunąć wszystko, co się łączy z liturgią łacińską, zatem organy, konfesjonały, monstrancje, dzwonki itp. – To kojarzyło się im z polskością. Urzędnicy carscy zaś namawiali, aby unici dobrowolnie przyjęli religię cara. Potem stosowano groźby i ściągano drakońskie kontrybucje. A gdy to nie przynosiło oczekiwanych rezultatów więziono „opornych” lub zsyłano ich na Sybir. Wreszcie uciekano się do użycia broni i morderstw. Parafia – tak rozumowali prześladowcy Unii – przestawała być katolicką przez sam fakt zainstalowania w niej duchownego, uległego rusyfikującym i proprawosławnym zarządzeniom carskim.
Zasadniczo w każdej parafii prześladowanie rozpoczynało się od oczyszczania obrządku unickiego z wszelkich elementów pochodzących z liturgii łacińskiej. Unicka parafia w Ostrowiu Lubelskim, licząca ok. 2500 wiernych, przeżyła takie oczyszczenie przed 1874 rokiem. Gdy jednak wprowadzono antyunickiego proboszcza parafianie usunęli go z plebanii. Pułkownik Tur domagał się przeprosin skrzywdzonego duchownego. Unici odważyli się wypowiedzieć swoje zdanie. ” Panie naczelniku, dotychczas słuchaliśmy was, bo byliśmy jak głupi, nie wiedząc czego od nas chcecie. Mówiliście nam oddajcie organy, bo to polskie i że więcej od nas nic nie chcecie. Usłuchaliśmy was i dla spokojności oddaliśmy wam nasze organy. Później powiedzieliście – wyrzućcie jeszcze polskie śpiewy, bo to nie wasze. Zaprzestaliśmy i religijnych śpiewów i pozwoliliśmy wyrzucić z cerkwi polskie książki nabożne. Kazaliście dalej usunąć z naszej cerkwi kazania polskie a wprowadziliście ruskie. Przystaliśmy i na to, chociaż nie rozumieliśmy ruskiej mowy, słuchaliśmy jednak waszych nauk. Teraz nam głosicie, że już nie będziemy mieć monstrancji, procesji, świąt dawnych, dawnego użycia mszału i dzwonków i każecie usuwać ołtarze z cerkwi, a wnosić wasze prestoły. Na to my już przystać nie możemy, bo już wiemy czego chcecie. Popa waszego weźcie sobie, on nie nasz ksiądz i do cerkwi go więcej nie wpuścimy. Powiadacie, że w naszej cerkwi wszystko polskie. A gdzież jest Boskie? Toć my w cerkwi nie Polskę ani Polaków czcimy, ale Boga. Toć my nie Żydzi jesteśmy, tylko Polacy, żyjemy i pracujemy na polskiej ziemi i po polsku chcemy modlić się jak nas ojcowie”. Reakcja Tura? „Myślałem, że będę miał do czynienia z ludźmi. Widzę teraz, że jesteście bydłem zuchwałym i niewdzięcznym względem cesarza”. Unici odpowiedzieli: „Przeciwnie, my dawniej byliśmy jak głupie bydło i popędzaliście nas jak chcieliście, ale dziś my wiemy co nam mówić i czynić wypada i nie lękamy się odpowiedzialności. Popa nie przeprosimy. Bo to on powinien przeprosić Pana Boga i nas. On złamał ślub i przysięgę złożoną papieżowi. On zdeptał świętą wiarę katolicką w Boga, on splamił nasze ołtarze w cerkwi, on nas zdradził i wam nas wydał”. Odpowiedzią było batożenie ludzi.
Również we Włodawie unici usunęli duchownego prawosławnego z probostwa. Naczelnik Kotzube zobowiązał dowódcę Tura do upokorzenia „zuchwałych” unitów. Konnica poszła szarżą na zgromadzonych przy świątyni. Były tam także matki z dziećmi. Wszyscy padli na kolana i twarze, a śpiewając pobożne pieśni trwali przy „swojej matce cerkwi”. Wszyscy byli gotowi ponieść śmierć męczeńską. Pułkownik Tur kazał bezbronnych tratować i batożyć a najbardziej opornych związać i jako złoczyńców odesłać do więzienia w Białej Podlaskiej. Kozacy niszczyli gospodarstwa i owoce pracy, i tak już biednych ludzi. Zabierano nie tylko bydło i zboże, ale także odzież a nawet pościel. Brano wszystko, co mogłoby się przydać wojsku, albo dla zdobycia pieniędzy u miejscowych lichwiarzy. Po zniszczeniu zasobów gospodarczych znikały też parkany, płoty i drzewo budulcowe, które gospodarze gromadzili na konieczne remonty budynków, lub budowę nowych. Wszystko spalono.
Urzędnicy carscy w przeprowadzaniu swoich rusyfikacyjnych planów wykorzystywali Cerkiew prawosławną. Traktowali ją instrumentalnie. Nie uszanowano nawet rzeczy najświętszych, jak sakramenty święte, zwłaszcza chrztu i sakramentu pokuty. Niejednokrotnie kozacy nachodzili domy unitów i porywali nowo narodzone dzieci, by je zanieść do chrztu do duchownego prawosławnego. Dla wielu rodzin był to prawdziwy dramat. Tak było między innymi we wsi Dziadkowskie w parafii Mszanna. Przyjechał tam duchowny prawosławny z diakami, aby chrzcić unickie dzieci w „obrzędzie cerkiewnym”. Na wiadomość o tym wszystkie domy we wsi zostały zamknięte. Drzwi tarasowano sprzętami domowymi a okna zabijano deskami. Te domowe twierdze rozbijało wezwane wojsko. Żołnierze zaczęli wyciągać dzieci, ukryte w piecach chlebowych, na strychach a nawet w kominach. Matki broniły swoich pociech z rozpaczliwą determinacją, grożąc nawet, że są gotowe własnymi rękami je udusić a do chrztu prawosławnego dzieci nie oddadzą. Kiedy doniesiono o tym duchownemu, ten przekonał naczelnika, że należy zaniechać chrztu pod przymusem. Tym razem się udało! Zresztą wszystkie dzieci były już ochrzczone przez katolickich kapłanów, którzy swoją misję spełniali potajemnie.
Symbolem determinacji i wierności Kościołowi katolickiemu, a jednocześnie niemocy wobec brutalności i bezwzględności władz carskich jest rodzina Koniuszewskich ze wsi Kłoda w par. Horbów. Józef Koniuszewski był rolnikiem. Będąc człowiekiem spokojnym, trzeźwym i pracowitym, własnym wysiłkiem pobudował sobie domek i niewielką stodołę. Gospodarząc na kilku morgach ziemi, które otrzymał na mocy uwłaszczenia, wiedział, że dla swojej rodziny wypracuje utrzymanie. Ożenił się i stał się ojcem dwojga dzieci. Starsze ochrzcił w cerkwi unickiej. Z młodszym postąpił podobnie, ale kolejny ukaz carski, wydany w tym czasie domagał się, aby to dziecko ochrzcić w religii cara. Koniuszewscy zdecydowanie odmówili. Najpierw były pogróżki urzędników carskich, potem dotkliwe kary pieniężne. Wreszcie dokonano licytacji sprzętu domowego i zwierząt gospodarskich. To doprowadziło rodzinę do skrajnej nędzy. Koniuszewscy jednak się nie załamali. Wiedzieli, ze nie mogą sprzeniewierzyć się swojej katolickiej religii ani też poddać się niesprawiedliwości carskiego prawodawstwa. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia w 1874 roku. Koniuszewscy dowiedzieli się, że dziecko zostanie odebrane im siłą i ochrzczone w cerkwi prawosławnej. Postanowili do tego nie dopuścić. Zdecydowali się na dramatyczne rozwiązanie tej, nie do rozwiązania sprawy. Dokonali samospale-nia. Skryli się w stodole, którą następnie podpalili. Tam znaleźli śmierć. Ci ludzie, osaczeni przez urzędników carskich, rozumieli, że tak stają się miłą Bogu ofiarą. Uciekając przed śmiercią ducha i przed odstępstwem od katolicyzmu, woleli ponieść śmierć w płomieniach.
W akcjach antyunijnych wykorzystywano również sakrament pokuty. Przymuszano unitów, by korzystali ze spowiedzi u duchownych prawosławnych. Niejednokrotnie siłą ciągnięto do spowiedzi w cerkwi. Wymuszone, więc tylko czysto zewnętrzne zbliżenie się do spowiadającego duchownego, było traktowane jako dobrowolne odstąpienie od Unii i przystąpienie do prawosławia.
Kiedy używano perswazji skutek najczęściej był negatywny. Gdy naczelnik Klimenko pytał Prokopa, jednego z mieszkańców wioski Próchen-ki, czy będzie chodził do prawosławnej spowiedzi, ten zdecydowanie zaprzeczył. Wówczas naczelnik kazał go zbić nahajkami. Zaprzestano go bić dopiero wówczas, gdy obolały starzec obiecał spowiadać się w cerkwi; nigdy później ze spowiedzi w cerkwi prawosławnej nie korzystał. Wcale do niej nie chodził.
Każde nieposłuszeństwo „opornych” było karane biciem, albo dotkliwymi kontrybucjami. Najbardziej dotkliwą karą, bo jednocześnie rujnującą gospodarczo całe miejscowości, był obowiązek kwaterowania przez kilka tygodni, czasem nawet kilka miesięcy, sotni kozackich. Tak było m.in. w Sworach, które były wsią zamożniejszą niż inne okoliczne wioski. Dwie roty piechoty stacjonowały tu prawie przez dwa lata, w 1874 i 1875 roku. Dlatego Swory wkrótce znalazły się na granicy nędzy. Dzieci poczęły umierać z głodu. Ale duch religijny mieszkańców i stałość w wierze nie słabły. Wzbudzały podziw nawet u prześladowców. Władze wojskowe zaś dostrzegły, że stacjonujący tu żołnierze są mniej brutalni. Odnotowały to urzędowe oświadczenia dowódców, którzy donosili swoim przełożonym o „demoralizacji wojska w Sworach”. Rzeczywiście, niektórzy żołnierze tu stacjonujący zaczęli dostrzegać dziejącą się niesprawiedliwość i doświadczali siły religijnej wiary mieszkających tu ludzi. Dostrzegali też, że prosta i żywa wiara unitów, która kształtowała ich szarą i bardzo trudną codzienność, była źródłem ich mocy w płaceniu niesprawiedliwych kontrybucji. Unici byli gotowi poświęcić swój majątek w obronie katolickiej wiary. Umieli za nią cierpieć a nawet byli gotowi za wiarę przelać krew. Duch chrześcijańskiej miłości obecny w ich życiu, także w odniesieniu do prześladowców, oświecał tych ostatnich i ich cywilizował. Dlatego załogi wojskowe były tu wymieniane co dwa miesiące.